Skip to content Skip to sidebar Skip to footer

Podróż do Katmandu się rozpoczęła. Wszyscy byli w dobrych nastrojach, a ja ostatecznie usiadłam przy oknie, obok młodego Nepalczyka, prawdopodobnie koło trzydziestki. Trasa po indyjskiej stronie jest dość komfortowa zarówno dla kierowców, jak i pasażerów, ale jak dobrze pamiętam, po przekroczeniu granicy z Nepalem droga staje się znacznie bardziej wyboista. Mimo długiej podróży, obsługa stara się zapewnić jak najlepsze warunki—autobus jest czysty i nowy, są regularne przystanki na posiłki i toalety, a nawet możliwość wymiany waluty w pobliżu granicy, chyba nawet włączyli jakiś bollywoodzki film… 

Jeśli pasażerem jest obcokrajowiec, personel pomaga w procedurach granicznych po obu stronach. Wjazd do Nepalu wymaga wizy, którą można częściowo wyrobić online, ale i tak trzeba odwiedzić najbliższe biuro i opłacić ją gotówką. Jeśli lecisz samolotem, formalności można załatwić od razu na lotnisku.

Uwielbiam obserwować, jak ludzie, nawet totalnie zmęczeni, pozostają dla siebie życzliwi i otwarci. Dobra atmosfera utrzymywała się aż do końca naszej podróży.

Kiedy dotarłam na miejsce, było już ciemno. Życzliwy mężczyzna pomógł mi zamówić przejazd motocyklem przez aplikację inDrive i jak tylko wysiadłam z autobusu oraz odebrałam bagaż, byłam już w drodze do swojego pokoju. Haha! Byłam przeszczęśliwa. Kierowca motocykla również okazał się niezwykle uprzejmy—było to moje pierwsze doświadczenie z tą usługą. Droga prowadziła wzdłuż pięknego ogrodzenia klasztoru Kopan, a na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Po chwili bezpiecznie dotarłam do Thamel, tętniącej życiem dzielnicy podróżników, pełnej przytulnych kawiarni, restauracji i sklepów z profesjonalnym sprzętem trekkingowym oraz wspinaczkowym. Nepal to raj dla miłośników alpinizmu i trekkingu, a Katmandu wprowadza nas w ten świat.

Przez pierwsze kilka dni zatrzymałam się w prostym hostelu—najtańszym, jaki udało mi się znaleźć. Gdy tylko się zameldowałam, wzięłam szybki prysznic i od razu poszłam spać.

Następnego ranka obudziłam się wypoczęta i gotowa na odkrywanie miasta. Po porannej kawie wyszłam na zewnątrz i poczułam niesamowitą lekkość. Nepal jest zdecydowanie mniej chaotyczny niż Indie i już od pierwszych chwil czułam tę różnicę. Na początek postanowiłam kupić kartę SIM—można ją dostać niemal na każdym rogu. Za miesięczny pakiet zapłaciłam 800 rupii nepalskich.

Jedynym minusem mojego hostelu było to, że znajdował się dość daleko od Boudhanath, gdzie stoi słynna stupa—jedno z najważniejszych miejsc w Nepalu, do którego chciałam zaglądać często. Mimo to postanowiłam przejść się pieszo, co zajęło mi około dwóch godzin. Po tylu godzinach w autobusie był to przyjemny spacer, a ja cieszyłam się, że od razu mogę zanurzyć się w atmosferze miasta.

Pogoda była piękna—słoneczna i ciepła. Trwały również przygotowania do Diwali, jednego z najważniejszych hinduistycznych świąt, celebrujących światło. Radość dosłownie unosiła się w powietrzu.

Śledźcie kolejną część z tej serii, gdzie zabiorę nas do Boudhanath, by stanąć przed współczującym wzrokiem Buddy.

Copyright © 2024 – 2025 NamasteGo.